Chociaż na chwilę uciec przed smogiem, a przy okazji przetestować nową zabawkę, o którą ostatnio rodzina się wzbogaciła, znaczy się GPSa.
I na tę górę nie idziemy, bo to jest chmura panie prezesie.
Zabawka ustawiona na program dla pieszego, ma swoje wymagania, by nie rzec, że żarty sobie stroi z użytkownika, od czasu do czasu informuje; za dziesięć metrów zawróć w lewo, no to robię w miejscu w tył zwrot, bo mogę i potrafię, przecież było się swego czasu zuchenką.
A tak przy okazji; jak zabaweczka wyświetla nazwę Suche Cipki, to wcale nie oznacza, iż się wyraża, tylko tak nazywa się osada niedaleko Poronina, skądinąd znanego na całym świecie. Dlaczego tak ją nazwano? Bo cipka oznacza koronkę (ze słowackiego) panie prezesie.
Tak jest, na ścianie tej chałupy wiszą ostrewki, a ostrewką nazywamy pal z bocznymi patykami, na które nakłada się siano do suszenia.
Na Giewont też nie pójdziemy. Dlaczego? Przecież musi być jakieś miejsce gdzie nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę.
Jak ja kocham tę przestrzeń.
No przecież widzę, iż w górskich potokach nie występują otoczaki.
Ech, te fanaberie pogodowe, w październiku tak przyłożyło śniegu, że większość drzew poniosła poważny uszczerbek na urodzie i sporo zostało powalonych, w styczniu śniegu jak na lekarstwo, połamane drzewa zalegają potoki, na których kolega mróz realizuje swoje artystyczne wizje.
Ścieżka pod reglami jeszcze przez dłuższy czas nie ujrzy słońca.
Zmierzamy prosto w kierunku tej doliny, natomiast na zdjęciu wyraźnie widać, iż brakuje mi filtra połówkowego szarego, oj, brakuje i to bardzo, poskarżyłam się.
W drodze powrotnej z Dolinki za Bramką, na którą to wycieczkę zapraszam za parę dni, obejrzałam się znienacka, by ujrzeć zachodzące słońce muskające śpiącego rycerza.
Chyba chciał się ze mną umówić na spacerek, ale niestety po górach mu nie wolno, nie będziemy miśków niepokoić.