czwartek, 27 października 2011

Kocham Kraków

Sukiennice przeszłam wzdłuż oraz wszerz i jak to mam w zwyczaju nic nie kupiłam, ale z prawdziwą przyjemnością wiodłam wzrokiem po straganach, a moją uwagę jak zwykle przyciągał bursztyn, taaak, to skumulowane ciepło słońca sprzed wieków już dawno temu oczarowało mnie swoim pięknem.



W błękit nieba też spojrzałam z zachwytem.



Wchodzą ludziska do tej głowy i się portretują na potęgę.



W starym Krakowie stare kościoły, nic nie tracą ze swego piękna, tylko tak jakby coraz niższe były.



...



O, tego jeszcze nie widziałam, trzeba będzie zejść tam na plac i zobaczyć z bliska, co i jak.



Oj, zmoknę, jak nic zaraz zmoknę pomyślałam ze zgrozą, gdyż właśnie mam iść na Dębniki pod te stalowe chmury. No tak, parasol został w plecaku przypomniałam sobie od razu, a plecak leży sobie wygodnie w autku, no nic, z cukru na szczęście nie jestem, znaczy się taka bardziej gorzka niż słodka.
Teraz tylko podjąć decyzję, czy przez most Dębnicki,



czy może przez Grunwaldzki.



Nad podwawelskim podziemnym parkingiem boisko, nad boiskiem błękit nieba,



a nad moją biedną głowę deszczowe chmury wiatr od Tatr gna,



ale nic to, bo ja i tak, i tak



Na Dębnikach, to mają takie rzekłabym historyczne już nazwy ulic.



Mnie już dopadł rzęsisty deszcz, zatem chowam aparat nie wodoszczelny, patrzę w kierunku skąd przyszłam i wyraźnie widzę, że tam, gdzie jeszcze nie tak dawno byłam, nie pada.