niedziela, 25 października 2009

Panczeniści



...



...



...



...



...



...



...



...



...



...



...



...



...



Najwyraźniej robię się sentymentalna. Sama nie lubiłam jeździć na tych szybkich łyżwach, chociaż przez parę lat śmigałam na nich po torach, ale z prawdziwą przyjemnością dzisiaj przyglądałam się jak młodzież na nich biega.

11 komentarzy:

Crazy pisze...

Nieźle śmigają...;-))
Tylko czy tor im nie płynie..?
Może to wyścig z czasem ;-)))

przemijanie pisze...

Płynął, płynął, w promieniach słońca topił się pomimo pracujących na najwyższych obrotach maszyn chłodzących. Pogoda dzisiaj była przepiękna, upał zapanował.

Anonimowy pisze...

Alusiu,
skoro nie lubiłaś na nich jeździć, to znaczy, że śmiganie na nich sprawiało Ci przykrość?!:))
Ja wprost przeciwnie!
Z bagażnika auta wyciągnąłem rolki, a na ich miejsce wstawiłem łyżwy.
Czekam na pierwsze mrozy. Liczę na to , że będą solidne, aby sadzawka się porządnie przymroziła !

dok

meloman pisze...

A a nie wiem, czy lubię szybkie łyżwy, bo nigdy nie miałem okazji. U nas nie ma takich torów. Ostatnimi laty, to nawet lodu nie ma. Kiedyś to lód był na co najmniej 30cm.
Nawet takich łyżew na nogach nie miałem, bo w sklepie nie spotykałem.

przemijanie pisze...

Dok
mój problem polegał na tym, iż od zawsze kochałam jazdę na łyżwach, tylko wolałam figurówki, gdyż dużo łatwiej kręci się na nich pirueciki i różnego rodzaju przeplatanki do tyłu i w przód, natomiast jazda jedynie do przodu i przeplatanka w lewo jak dla mnie była zbyt nudna, że o tej pozycji złamanej w pół nie wspomnę. Na szczęście po czterech sezonach mogłam już bez żadnych konsekwencji oddać panczeny do klubu i wreszcie założyć na nogi moje ukochane figurówki. Jeszcze teraz mimo upływu lat jak mam tylko okazję to zabieram łyżwy i idę na lodowisko, właśnie dzisiaj byłam sprawdzić, czy tor już został przygotowany dla mnie, ale trafiłam na zawody młodzieżowe otwierające odremontowany obiekt :-)


Meloman
obecne łyżwy, a ściślej mówiąc buty znacznie się różnią od tych, które ja miałam na stopach. W moich czasach trzeba było bandażować nogi by usztywnić kostkę, to były całe ceregiele, a i tak ci, którzy jeździli na panczenach mają charakterystyczne uszkodzenia pięty, jak już się kiedyś chwaliłam, wystarczy mi jeden rzut oka na tę część stopy by wiedzieć z całą pewnością, czy ktoś jeździł na tego typu łyżwach czy też nie. W sklepach faktycznie ich nie ma, no chyba, że w jakiś dużych ze sprzętem sportowym. Na tym torze jeszcze parę lat temu można było jeździć tylko na panczenach, teraz jak nie ma zawodów, to na każdych.

meloman pisze...

no to jak one były takie samo sztywne jak hokejówki, to ja z pewnością bym ich sobie nie kupił. Próbowałem jedynie na figurówkach. W młodości przeszedłem operację stopy i pozostało mi po niej pewne kalectwo, czego na zdjęciach nie widać i mogę wydawać się całkiem sprawnym, ale komisja wojskowa orzekła inaczej.

duże sklepy sportowe, to istnieją od niedawna. Za komuny, to wiadomo jak było. Kupowało się białe buty dla chłopaków, bo innych brak. Ja tylko pożyczałem i to na dodatek za małe, bo takie koledze zostały z poprzednich sezonów, a tata jego był jakimś kierownikiem w Hucie Katowice, to stać go było i na łyżwy i jakoś łatwiejszy dostęp do nich miał. :-(

przemijanie pisze...

Meloman
Ale po operacji możesz swobodnie chodzić, prawda?
Kiedyś obejrzałam reportaż o Królewskiej Szkole Baletowej w Londynie i byłam niesamowicie zdumiona, jak usłyszałam, że ponad dziewięćdziesiąt procent chętnych do nauki odpada już na etapie badań lekarskich. Okazuje się, że jest to stały procent w populacji ludzkiej mający różnego rodzaju wady, które pozwalają normalnie żyć, ale nie pozwalają uprawiać tego zawodu.

A te łyżwy, które ja miałam były generalnie ujmując, beznadziejne i prawdę mówiąc nie miałam ochoty na większe uszkodzenia pięt, obecny sprzęt jest wręcz nieporównywalny, zupełnie inaczej funkcjonuje, proszę powiększ sobie ostatnie zdjęcie i spójrz jak pracuje łyżwa na prawej nodze dziewczynki w czerwonych porteczkach.

meloman pisze...

No chodzić mogę, biegać też, jednak do sprawności dużo mi brak. Powinienem mieć implant kości.Nie zaleca mi się długiego marszu, a tym bardziej biegania. Jeśli już, to w dobrych butach z twardymi podeszwami. Przeszedłem dwie operacje i "cudowni" lekarze byli bliscy amputacji mojej kończyny. Szczęśliwie mamie udało się mnie wywieźć na Śląsk na tą drugą operację, a był to wrzesień '81. Jak wracałem to był już październik i były zamieszki na ulicach.
Cały problem u mnie wziął się z powodu wypadku na rowerze, w wyniku którego doszło do złamania jednej kości i pęknięcia drugiej.
Po tym wszystkim co przeżyłem, co wycierpiałem, a cierpiałem bardzo, zmienił się mój stosunek do życia. Nie myślałem że to przeżyję. Z tego co mówili lekarze byłem już bliski śmierci. Jeśli nie miałbym tej operacji wtedy, to by mnie już od tamtego czasu nie było wśród żywych.

meloman pisze...

A całego tego problemu może bym uniknął, gdyby nie błąd lekarza, który zamiast leczyć mnie antybiotykiem wziął za skalpel. Nie muszę dodawać, że bez znieczulenia? A to dodam, że bez znieczulenia. Po trzech takich wizytach odesłał mnie do szpitala.

przemijanie pisze...

Meloman
lekarz ciął Cię bez znieczulenia i jeszcze na dodatek trzy razy? :-(
I Ty na takie tortury się zgodziłeś? To jakiś koszmar straszliwy :-(

meloman pisze...

Znieczulenie miało być, ale nie było. Gdyby było, to nie krzyczałbym -mamusiuuu!! na cały ośrodek zdrowia.
Pamiętaj, to był 1981 rok.
Później na Śląsku, to prawie nic nie bolało. Dało się, ale tam mieli środki, bo to szpitale górnicze.