Nieważne, czy słońce,
czy zawierucha,
jeżeli tylko pozwala na to czas
spacerkiem ruszam przez świat.
Poprzednio byłam tylko w pobliżu tej, jak relacjonowałam Mężowi; muszli klozetowej, dopiero, gdy zobaczyłam Jego zdziwienie na twarzy, dotarło do mnie, wielce niefortunnie przejęzyczenie, ale po zajrzeniu za kulisy tejże budowli, że też ja zawsze muszę wszystko dokładnie obejrzeć, stwierdziłam, że aż tak bardzo się nie pomyliłam. Teraz to już nawet widzę w niej na suficie nocniki oświetleniowe.
Odradzam zaglądanie za te deseczki, no chyba, że ktoś koniecznie chce na własne oczy ujrzeć, czego tam nie ma.
Moje plątanie się po muszli, ze stoickim spokojem podziwiała licznie zgromadzona śnieżynkowa publiczność.
Zmykam stamtąd, czym prędzej, rozgrzewając się marszem po schodkach.
Jest coś, co bardziej mnie interesuje, chcę o ile pogoda mi pozwoli zobaczyć
Luboń Wielki,
ba, powiem więcej, mam w planie tam się wybrać, ale to już raczej w bliżej nieokreślonej przyszłości.