Z Doliny Małej Łąki to jeszcze-jeszcze, bo pod górkę.
Uff, ten odcinek mam już za sobą, spociłam się, co niemiara, ale to dobrze, gdyż mój cellulit poczuł się zagrożony, jeszcze kilka takich podejść i zostawi mnie w spokoju, zauważyłam z nadzieją w głosie.
Prawdziwa gimnastyka zacznie się od miejsca, gdzie stoi ten magentowy ludź, jeden z dziesięciu obecnych w dniu dzisiejszym na szlaku.
Do Doliny Strążyskiej dotarłam w czasie trzykrotnie przekraczającym normalne tempo przejścia, o rany, ale mnie nadgarstki bolały.

4 komentarze:
Nieustająco dzięki Tobie zachwycam się Tatrami i dziękuję, że mogę je oglądać w różnych porach roku:)
A na Warmii taka piękna pogoda, prawie lato. Aż gorąco na trudne spacerowanie. Ale dobrze, niech pogrzeje trochę. Pozdrawiam cieplutko :-)
Faktycznie ciapcianie w młace śniegowo błotnej kiedy noga umyka w tył właśnie wtedy gdy ma stanowić podparcie to męczące zajęcie.
Ptaszka
miło mi, że ze mną wędrujesz :-)
teraz czekam, aż wiosenny deszczyk przestanie padać, ależ się zazieleni majowo :-)
Ewarub
dziękuję pięknie za pozdrowienia :-)
oj, jak ja z utęsknieniem czekam na ciepło, które pozwoli trochę lżej się ubierać :-)
Makroman
ciapcianie w rozmiękłym śniegu to raz, a dwa to strach przed kontuzją, zwłaszcza jak butki się ślizgają, można by rzec, iż dobre buty mają znaczenie strategiczne
Prześlij komentarz