wtorek, 26 kwietnia 2011

Przełęcz w Grzybowcu

Gdy śnieg i deszcz, to są okolice najmniej sympatycznego szlaku, daje w kość, zwłaszcza przy schodzeniu do Doliny Strążyskiej.

Z Doliny Małej Łąki to jeszcze-jeszcze, bo pod górkę.
Uff, ten odcinek mam już za sobą, spociłam się, co niemiara, ale to dobrze, gdyż mój cellulit poczuł się zagrożony, jeszcze kilka takich podejść i zostawi mnie w spokoju, zauważyłam z nadzieją w głosie.



Prawdziwa gimnastyka zacznie się od miejsca, gdzie stoi ten magentowy ludź, jeden z dziesięciu obecnych w dniu dzisiejszym na szlaku.



Do Doliny Strążyskiej dotarłam w czasie trzykrotnie przekraczającym normalne tempo przejścia, o rany, ale mnie nadgarstki bolały.

4 komentarze:

ptaszka pisze...

Nieustająco dzięki Tobie zachwycam się Tatrami i dziękuję, że mogę je oglądać w różnych porach roku:)

ewarub pisze...

A na Warmii taka piękna pogoda, prawie lato. Aż gorąco na trudne spacerowanie. Ale dobrze, niech pogrzeje trochę. Pozdrawiam cieplutko :-)

makroman pisze...

Faktycznie ciapcianie w młace śniegowo błotnej kiedy noga umyka w tył właśnie wtedy gdy ma stanowić podparcie to męczące zajęcie.

przemijanie pisze...

Ptaszka
miło mi, że ze mną wędrujesz :-)
teraz czekam, aż wiosenny deszczyk przestanie padać, ależ się zazieleni majowo :-)


Ewarub
dziękuję pięknie za pozdrowienia :-)
oj, jak ja z utęsknieniem czekam na ciepło, które pozwoli trochę lżej się ubierać :-)


Makroman
ciapcianie w rozmiękłym śniegu to raz, a dwa to strach przed kontuzją, zwłaszcza jak butki się ślizgają, można by rzec, iż dobre buty mają znaczenie strategiczne